Nie chce pokazywać twarzy, prosi o zmianę imienia na Ewa. – Dałam się oszukać jak dziecko – mówi o sobie 33-letnia kobieta z województwa pomorskiego, która za bardzo zaufała mężczyźnie poznanemu przez internet. Spotkali się kilka razy. Straciła 80 tys. zł. Materiał „Interwencji”.
– Gdy pojechałam pod adres z pieczątki, otworzyła mi drzwi jego matka. Okazało się, że wszystko, co mi mówił, że ma pięć aut, kierowców z różnych miast, jest nieprawdą. Ma tylko jednego busa i długi, nic więcej – opowiada pani Ewa.
Poznała go na jednym z portali randkowych. Spotkali się kilka razy, ale – jak twierdzi – nie wpadli sobie w oko. Skusił ją jednak propozycją zainwestowania pieniędzy w jego firmę transportową.
– Mówił, że potrzebuje osoby, wspólnika, że chodzi o transport busa z chłodniami, które miały jeździć z punktu A do punktu B z lekami. Miały być to stałe kursy i miałam mieć z tego stały procent udziałów. Nie byliśmy w jakimś emocjonalnym związku. Zaufałam i chyba źle zaufałam… Nic więcej. Chciałam dorobić do budżetu domowego – twierdzi pani Ewa.
ZOBACZ: „Interwencja”. Kobieta poszła do szpitala usunąć wyrostek. Pięć dni później zmarła
Pani Ewa przekazała mężczyźnie prawie 100 tysięcy złotych. Potwierdzenie ma tylko na część tej kwoty. Dziś domaga zwrotu pieniędzy. Wynajęła firmę windykacyjną i chce iść do sądu.
– Nie od razu wyłożyłam całość pieniędzy, w sumie ze wszystkim ponad 80 tysięcy. Na część wzięłam kredyt, bo chciałam zarobić w szybszy sposób. Pożyczyłam 40 tysięcy, a 40 tysięcy było moje w gotówce… Chciałam kupić mieszkanie, potrzebowałam na większy wkład – opowiada pani Ewa.
– W przypadku każdej aktywności w internecie należy zachować zdrowy rozsądek i pewną dozę krytycznego myślenia. Czerwona lampka powinna nam się zapalić, kiedy poznana przez internet osoba zaczyna wyrażać jakieś prośby finansowe, jeżeli życzy sobie od nas jakichś przelewów, jakieś przesyłki – przestrzega Zuzanna Polak z Centrum Cyberbezpieczeństwa NASK.
Razem z panią Ewą ekipa „Interwencji” poszła pod adres firmy podany na pieczące. Rozmawiali z matką mężczyzny. Ten, jak twierdzi kobieta, jest w trasie.
Matka: On jeździ, ale ja z tego i tak nic nie widzę. Ja pani nic nie powiem. W zeszłym miesiącu ja nic nie dostałam od niego.
Pani Ewa: Ja też nie, bo on też jest mi winien pieniądze. On jest niesłowny, umawialiśmy się inaczej. I co z tego? Nie oddaje pieniędzy.
ZOBACZ: „Interwencja”. Kupili w internecie ubrania. Setki poszkodowanych
Matka: Jeszcze komuś jest winien.
Reporterka: A co syn robi z tymi pieniędzmi?
Matka: Pani mnie pyta?
O kosztownym poszukiwaniu miłości przez internet ekipa „Interwencji” ostrzegała już kilkakrotnie. Oszuści podają się za amerykańskich lekarzy, inżynierów, pilotów i innych przedstawicieli poważanych zawodów.
Pani Bogumiła z Mazur straciła 200 tys. zł. Kobieta większość czasu spędzała w domu, przed komputerem, na wózku inwalidzkim. Mężczyznę podającego się za znanego amerykańskiego lekarza pracującego w Somalii poznała w internecie. Straciła ponad 200 tysięcy złotych. Połowa to były oszczędności życia, reszta to kredyt.
– Zarejestrowałam się na portalu randkowym. Dawid mnie zaprosił, żebym podała maila i on się ze mną skontaktował – opowiadała.
ZOBACZ: „Interwencja”. Wskazał policji złodziei auta za pół miliona. Służby są bezsilne
Kolejną bohaterką tamtego reportażu jest pani Katarzyna ze Śląska. Kobieta przekazała rzekomemu ukochanemu 35 tysięcy zł.
– Zarejestrowałam się na azjatyckim portalu randkowym. Tam do mnie napisał mężczyzna. Podawał się za pilota pasażerskich samolotów, że pracuje w USA jako pilot boeinga – tłumaczyła wówczas.
Scenariusze w każdym z tych przypadków były podobne. Oszuści rozkochiwali w sobie kobiety, a potem wyłudzali zawrotne kwoty, tworząc przy tym fantastyczne i nierealne scenariusze. Zakochane kobiety wierzyły we wszystko.
– Był bardzo przystojny. I uwierzyłam… On mi pisał, że ma dla mnie bagaż, że jest taka firma, która ten bagaż będzie transportowała do Europy. Pisał, że w bagażu jest 21 tysięcy dolarów na wypadek opłat w Polsce. Na początku to było 3,5 tys. euro. Zrobiłam przelew, zapłaciłam – opowiadała pani Katarzyna.
– On mówił, że bardzo mu utrudnia życie ONZ, bo on po prostu złamał wiele reguł. Później zaciągnęłam kredyt, żeby pomóc Dawidowi finansowo w operacji uratowania życia – relacjonowała pani Bogumiła.
ZOBACZ: „Interwencja”: Zapłacili za działkę, ale nie mogą zbudować domu
Wszystkie próby kontaktu z mężczyzną, któremu pani Ewa pożyczyła pieniądze, kończą się podobnie:
– Kiedy będzie ten przelew?
– Mówiłem ci, mówiłem, oddzwonię, bo mnie pan woła, jestem na załadunku…
Mężczyzna nie odpowiedział również na naszą prośbę o spotkanie.
– Co mam zrobić… Dałam się pierwszy raz w życiu oszukać, nie jest to miłe. Nauczyłam się na całe życie, ale szkoda, że tak wysokim kosztem – podsumowuje pani Ewa.
WIDEO na stronie „Interwencji”
red. / Polsatnews.pl
Czytaj więcej